Niezwykły dzień i 4 powody

9 czerwca 2018

Niezwykły dzień i 4 powody.

26 maja to dobra data. Dzień, który większości z nas jednoznacznie kojarzy się z kimś bliskim. Który zdecydowanej większości kojarzy się dobrze. To taki dzień, który często bywa dla nas impulsem do refleksji nad relacjami, spojrzenia wstecz, wyciągnięcia ciekawych wniosków – jednym słowem dzień wartościowy. Dla mnie 26 tego roku to dzień szczególny, jednak nie z powodu dnia Matki – jej synem jestem już przeszło dwadzieścia parę lat (mam nadzieję że tego nie czytasz mamo :D) , a relację z mamą staram się pielęgnować z częstotliwością większą niż ta wyznaczana przez czerwone kartki kalendarza. Dlaczego więc szczególny? Koledzy, którzy dzielą ze mną pasję odpowiedzieliby pewnie bez chwili zawahania, że chodzi o finał piłkarskiej Ligi Mistrzów. W końcu tego dnia, 26 maja 2018, w finale LM w Kijowie Liverpool zagrał z Realem. Mecz wyjątkowy, który przeszedł już do historii futbolu, jeśli nie z powodu poziomu sportowego, to choćby ze względu na ogrom emocji które kibicom zapewnił, a także ze względu na postać bohatera którego ten mecz wykreował. Bohatera tragicznego, a takich pamięta się po latach.
trynitarski krzyżyk

DO SEDNA.

Powodem, dla którego piszę ten tekst, nie jest jednak ani dzień matki, ani finał ligi mistrzów. Tego dnia przyjąłem trynitarski krzyż. O symbolice krzyża pisać nie będę. Ciekawych informacji na ten temat jest dużo, zarówno w Internecie jak i tu, na stronie Trójki (pozdrawiam Aniu ☺). Chciałem tylko podzielić się w skrócie tym,  czym ten krzyż jest dla mnie.  Albo raczej – czym chciałbym żeby był. Fajnie byłoby móc przenieść się w przyszłość, by móc napisać ten tekst z perspektywy czasu, opisać czym krzyż się dla mnie stał. Chciałbym też móc nazwać z perspektywy czasu ten dzień dniem zmiany. Pożyjemy, zobaczymy…

WYZWANIE.

Krzyż przyjąłem, gdyż postanowiłem wziąć odpowiedzialność za swoją relację z Bogiem. Ktoś mądrzejszy ode mnie powiedział mi kiedyś, że relację z Bogiem należy zacząć budować od budowania relacji z innymi ludźmi. Że Boga najłatwiej spotkać w drugim człowieku. Że wiary doświadczać można wielokrotnie intensywniej przeżywając i dzieląc się nią z innymi. Dlatego krzyż na mojej szyi ma być symbolem wspólnoty.

ZACHĘTA.

Przyjmując krzyż chcę również, by przypominał mi o tym czego uczą nas Trynitarze – o tym, że prawdziwe szczęście czerpać można dając siebie innym. Doświadczenie uczy, że w codziennym życiu bardzo łatwo o tym zapomnieć, szczególnie wtedy ludzie którzy stają nam na drodze zamiast wyzwalać w nas dobro, prowokują do tego by działały w nas te instynkty i cechy charakteru, których często chcielibyśmy się wyzbyć. Krzyż może być w takich momentach przypomnieniem o tym, że jestem z siebie w stanie dać więcej, a gra ta warta jest świeczki.

PROWOKACJA.

Liczę na to, że krzyżyk będzie dla mnie po prostu symbolem wiary, dając mi siłę do tego, by być z tej wiary dumnym. Niezależnie od sytuacji w której się znajdę, ludzi z którymi przyjdzie mi przebywać oraz ich poglądów, z którymi przyjdzie mi się mierzyć. Bo mierzyć się warto. Mam nadzieję, że ten materialny znak mojej wspólnotowej przynależności da mi natchnienie do tego, by umieć przyznać się do wiary nie tylko przed tymi, którzy myślą i czują tak jak ja, ale również przed tymi, którzy z tej wiary się śmieją.

NAGRODA.

Ostatni powód, choć brzmiący jak banał, jest dla mnie chyba najważniejszy. Przyjmując krzyżyk chcę wejść w głębszą relację z samym sobą. Czuję, że czas poświęcony wspólnocie jest również czasem poświęconym sobie – angażując się we wspólnotę zmuszam się do myślenia, refleksji, wyciągania wniosków. Do słuchania innych.  Odkopuję tę cząstkę humanisty, która gdzieś tam we mnie jest, głęboko zakopana.

Pin It on Pinterest

Share This